Kilka miesięcy temu jej małżeństwo przechodziło trudne chwile. Nie poddała się, bo dobro synów jest dla niej najważniejsze.
Nie lubi zimy. Gdy temperatura spada poniżej 0 stopni i aura za oknem nie sprzyja, Joanna Moro (32) szuka okazji, by wsiąść do samolotu i szukać promieni słońca w tropikach. W tym roku aktorka trudną dla siebie porę roku umila sobie podróżą życia po Czarnym Lądzie, w której towarzyszy jej mąż, Mirosław Szpilewski.
Zdjęcia z tej podróży pani Joanna zamieszcza na swoim profilu internetowym. Uśmiechnięta twarz nie pozostawia wątpliwości, że znakomita odtwórczyni roli Anny German korzysta z życia i jest szczęśliwa. „Pozdrawiam Was z Archipelagu Wysp Bijagos. Dotarłam do raju na ziemi” – podpisała fotografię, na której pozuje na pięknej, piaszczystej plaży.
Po dawnych troskach nie pozostał już żaden ślad.
Nie musi już martwić się, że jej małżeństwo umiera, że nie poradzili sobie z kryzysem, o którym głośno mówiono kilka miesięcy temu. W jednym z wywiadów gwiazda otwarcie sugerowała, że jej związek dopadł kryzys roku siódmego i wdarła się do niego nuda, która potrafi zabić nawet największe uczucie. – Czasami czujemy się tak, jakbyśmy żyli ze sobą już 70 lat. Z jednej strony to piękne, z drugiej – straszne – powiedziała zatroskana aktorka. Jednak pani Joanna zdecydowanie miała powód, by zawalczyć o małżeństwo.
Para doczekała się dwóch synów: Mikołaja (6) i Jeremiego (4) , którzy najbardziej są szczęśliwi, gdy mamę i tatę mają blisko siebie. Aktorka z mężem mają różne temperamenty, nie zawsze tak samo patrzą na świat, jednak w kwestiach dotyczących wychowywania synków są zgodni. Dla ich dobra chcieli dać sobie drugą szansę i wygląda na to, że świetnie ją wykorzystali. Ich miłości już nic nie zagraża. – Istotne jest dla mnie, aby żyć w relacji, która coś mi daje – wyznaje aktorka. Dziś związek znów daje jej spokój a synom poczucie bezpieczeństwa. Wyprawa po pięknej Afryce jest tym co jeszcze bardziej scali ich związek.